-...dlatego
właśnie to ona jest wybranką! Dowody są niepodważalne! Przyrzekam wam, że tym
razem unikniemy błędów przeszłości i naprawimy to co niegdyś zniszczył Szytzu!
-Hurra!
We
wnętrzu sali rozległy się gromkie okrzyki radości. Ruth uśmiechnęła się. Znów
przeczucie jej nie zawiodło. Są jak dzieci, wystarczy kilka obietnic, a zrobią
wszystko. Naiwni...bezbronni... Jedynie Hef'indin. Nie jest co do niego
przekonana, a gdyby tak? W końcu wypadki na polowaniu zdarzają się dość często...choćby
ten piętnaście lat temu. A właśnie jeszcze niebieskowłosy. Na śmierć o nim
zapomniała. Tu trzeba będzie postąpić inaczej, bo dziewczyna zacznie coś podejrzewać.
Trudno, nie wszystko da się załatwić naraz.
***
-Szerzej
nogi. Źle. Beznadziejnie. Nie, nie, nie. Czy ty w ogóle słyszysz co do ciebie
mówię?
Riandel
przechadzał się brzegiem pola. Po środku stała dziewczyna, a tuż obok, na
przeciwko niej znajdowały się dwa worki pełne siana. Od kilku godzin trenowała.
Nie miała ani chwili przerwy.
-Wiesz
chociaż gdzie masz serce? Tak? To traf w nie do cholery!!!
Wzięła
zamach i wkładając w niego całą siłę wbiła się w przeciwnika. Niestety znów to
samo. Kawałek metalu imitujący żebra boleśnie dał o sobie znać.
-Jeszcze
raz. - dyktował beznamiętnie Riandel.
Nie
może się poddać. Przecież to tylko głupi worek siana. Teraz mu pokaże, wreszcie
zobaczy na co ją stać! Wzięła głęboki oddech, musiała się skupić. Wypustka,
wgłębienie, wypustka, wgłębienie. Żebro, przerwa, żebro, przerwa. Tak, widzi
ją. Nie musi przecież wkładać w to tyle mocy, wystarczy jedno celne uderzenie.
Delikatnie przechyliła bark, cały czas nie spuszczając wzroku z obranego punktu.
Szybki, krótki, zdecydowany ruch. Nagle ostrze miecza wbiło się w worek. Udało się! Nie mogła
pohamować euforii. Wreszcie! Odwróciła głowę wyzywająco spoglądając na swojego nauczyciela.
Pochwali ją. Na pewno. Nie ma wyboru.
Riandel
podszedł. Na jego ustach wykwitł szeroki, serdeczny uśmiech.
-Brawo.
Świetnie. Idealny cios! - nagle jego twarz stężała - Szkoda tylko, że serce
znajduje się po lewej stronie, a ty celowałaś w prawą. Jeszcze raz!
***
Była
wykończona i wściekła. Nie znosiła go. Czyżby postawił sobie za cel
uprzykrzanie jej życia? Na treningu spędziła dobre dziesięć godzin! Jeszcze
Ijo...Nie rozmawiała z nim od czasu kłótni w turniach. Ciekawe co teraz robi.
Tak czy inaczej nie ma teraz czasu.
Szybkim
ruchem poderwała się z łóżka. Mięśnie bolały ją niemiłosiernie, palce pokrywały
dziesiątki pęcherzy i odcisków, a o otarciach wolała nawet nie wspominać..
Niestety...miała jeszcze coś do załatwienia. Otworzyła dębowe drzwi i poczuła
lekki przypływ adrenaliny. Teraz albo nigdy!
***
Szła
białym, marmurowym korytarzem. Faktycznie, Leorn nie pomylił się. Zwykle pusty,
bez żywego ducha, teraz zapełniony był przedstawicielami wszystkich ras.
Widziała znajome twarze mężczyzn i kobiet, a tu i ówdzie trafiało się także
dziecko, jednak jak wszyscy naznaczone ciemnym znamieniem wokół nadgarstka. Od
czasu do czasu drogę przecinał jej jakiś Towarzysz, czy przedstawiciel
nieznanego gatunku, ale nie zwracała na nich szczególnej uwagi. Krasnoludy.
Tak, to właśnie one były tym kogo obserwowała. Wyróżniały się, były inne niż
ktokolwiek kogo poznała. Nie wyglądali na zadowolonych, zresztą trudno było się
dziwić, przecież jedynie zwiastun nadciągającej wojny zmusił ich do sojuszu z
elfami. W normalnych warunkach ich stosunki były raczej chłodne i nie pałali do
siebie szczególną sympatią. Sprawiali wrażenie sfrustrowanych i groźnych, jednak
mimo wszystko Malta żywiła do nich same dobre uczucia. Doskonale wiedziała, że
pod tą otoczką gruboskórności kryją się lojalni, pełni dobra mężczyźni, którzy
w imię zasad gotowi byli poświęcić życie. Tak bardzo chciała z nimi
porozmawiać... Niestety to musiało poczekać.
Zaczęła brnąć w przód, czuła
ciepłe ciała, które napierały na nią, gdy poruszała się w kierunku upragnionego
celu. Udało się. Wreszcie zdołała opuścić tłum i dostać się na przeciwległy
kraniec korytarza. Podeszła do drzwi z charakterystyczną złotą klamką i
trzykrotnie w nie zapukała. Czekała. Doskonale wiedziała, że ten kogo szuka jest
w środku. Tym razem jej nie uniknie.
-Halo?
Hef'indnie wiem, że tam jesteś! Musimy porozmawiać! Hej!
***
Już
miała zawracać, gdy wtem usłyszała kroki. W drzwiach pojawił się Hef'indin. Pod
oczami miał dwa sine półksiężyce, a na jego twarzy malowało się wycieńczenie. Mimo
wszystko uśmiechnął się i gestem dłoni zaprosił dziewczynę do środka.
Jego
pokój był ogromny. W rogu znajdowało się łoże z baldachimem, na którym leżała
kołdra powlekana błękitnym jedwabiem i stos poduszek w tym samym kolorze. Tuż
obok, koło nóżek leżała skóra jakiegoś nieznanego jej zwierzęcia, trochę przypominającego tura
(prawdopodobnie trofeum myśliwskie). W centrum natomiast stał stolik z ciemnego
mahoniu.
-Usiądź
- powiedział elf, wskazując jedną z dwóch puf w rogu pomieszczenia - Co cię do
mnie sprowadza? Masz jakiś problem?
-Nie,
chociaż...muszę się do czegoś przyznać. - zaczęła niepewnie.
-Mów,
nie krepuj się.
-Chodzi
o to, że tego dnia gdy się ocknęłam... usłyszałam coś...coś o
przepowiedni.
Hef'indin
dotąd spokojny nagle poderwał się. Szeroko otworzył oczy i w nerwach zaczął
chodzić od jednego końca pokoju do drugiego. Niemożliwe. Tego się nie
spodziewał. Zupełnie wyprowadziła go z równowagi. I co teraz? Powiedzieć jej...
nie. Królowa musi to zrobić sama. Tak, to najlepsze wyjście.
Zatrzymał
się, wziął głęboki oddech i wreszcie spojrzał na wystraszoną dziewczyną.
-Dobrze.
Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jutro o dziesiątej nie pójdziesz na trening,
zamiast tego zjaw się tutaj, a wszystkiego się dowiesz. Obiecuję.
Malta
w skupieniu skinęła głową. Już miała wyjść gdy nagle zatrzymała się.
-Hef'indinie
zrobiłam coś złego?
-Nie,
oczywiście, że nie. Niczym się nie przejmuj.
***
Nigdy
wcześniej się tak nie spieszył, jego biała szata powiewała w biegu, a włosy falowały
na wietrze. Mijał kolejne korytarze. Droga, która zazwyczaj wydawała mu się
krótka, teraz dłużyła się w nieskończoność. Zżerał go strach, bał się
powiedzieć prawdę. Niestety nie miał wyboru, ona i tak by się dowiedziała. Ukarze
go. Albo zabije. Sam nie wie co byłoby gorsze.
Niczym
burza wpadł do sali tronowej i rzucił się na kolana.
-Pani!
Stało się coś bardzo niedobrego!
-Co
chcesz przez to powiedzieć, Hef'indinie? - szepnęła Ruth, wyłaniając się z
cienia. Nie musiał nic mówić i tak już wszystko wiedziała.
Dziewczyna
nie może się o niczym dowiedzieć, bo zacznie szperać. Głupiec, zawiódł ją. Jak
mógł być tak nieostrożny? Trudno. Chciała, żeby zniknął podczas polowania, ale
widocznie musi zmienić plany...Zresztą i tak nie był już jej potrzebny. Wykonał
swoją misję. Razem z Ijo uwierzył w przepowiednię, a to wystarczyło, aby reszta
Rady poszła ich śladem. Żegnaj Hef'indinie synu Światła, nie będę tęsknić.
Pstryknęła
palcami. Za plecami Hef'indina ni stąd ni zowąd pojawiły się dwie śnieżne
pantery (...)