Malta
sama do końca nie wiedziała co zamierza zrobić. Po prostu wyrwała się z objęć
Hef'indina i zaczęła biec wzdłuż lodowego korytarza.
Jaki
jest plan? -
usłyszała znajomy głos, który przyjemnie wibrował w głębinach jej
podświadomości.
Szczerze? Nie mam pojęcia. Chcę
go odnaleźć, to wszystko. Wiesz, może gdybym przekazała ci kontrolę...
Myślisz,
że to dobry moment? -
przerwał jej zaniepokojony.
Lepszego nie będzie. Venebrra,
proszę. Dzięki moim wspomnieniom poznasz go. Zobaczysz jego wygląd, zapach.
Może uda ci się go wytropić. W końcu mój węch nie może się równać z twoim.
Na
prawdę nie sądzę aby...
Proszę. Bez ciebie nie dam
rady.
Usłyszała
ciche westchnięcie.
Dobrze,
spróbujmy więc.
***
Strażnik
wepchnął Ijo w szereg i podszedł do elfa stojącego nieopodal. Szepnął mu coś do
ucha, a ten skinął głową na dwóch pomocników, którzy momentalnie zajęli się
zakładaniem dodatkowego stryczka.
Ijo
rozejrzał się dookoła.
Czy
tak wyglądał koniec? Miał zginąć w miejscu, które kiedyś było dla niego domem?
No cóż. Wszystko poszło nie tak. Każde słowo okazało się kłamstwem, każda
obietnica zwykłym oszustwem... Ale skąd mógł wiedzieć... Nic przecież nie wskazywało
na to, że wydarzenia zmienią swój przebieg. Ale teraz było już za późno. Mógł
umierać. Zresztą na pewno zadowoliłoby to ten bezmyślny tłum, który zwabiony
obietnicą egzekucji zebrał się na dziedzińcu. Od kiedy śmierć stała się rozrywką?
Widowiskiem, które miało zaspokoić rządze tych żałosnych głupców? Oni tylko
czekali aż zawiśnie. Widział to w ich pustych oczach spragnionych krwi. Widocznie
dawne wartości straciły dziś na znaczeniu. Kiedyś walczyli o wolność, w imię
miłości, za honor i ojczyznę...Teraz ludzie sami tworzyli problemy. Rozpętali
wojnę, żeby znaleźć winnego, zamiast samemu próbować rozwiązać problem. Teraz już
nic się nie liczyło. Nawet Ijo był już znudzony zaistniałą sytuacją. Jedynie
Malta...Tylko ona go obchodziła.
Wybiła
dwunasta.
-Więźniowie
na podest! - ryknął elf, z którym wcześniej rozmawiał strażnik.
Tłum
zaczął zbierać się na dziedzińcu zafascynowany egzekucją. Skazańcy lamentowali
i krzyczeli: Senno, pomóż mi! Senno! Inni próbowali wmówić, że zostali
z kimś pomyleni, że wcale nie szpiegowali dla ludzi. A Ijo? Ijo po prostu
stanął na podeście i pozwolił sobie założyć sznur...
***
Mentalność
tygrysa powoli zaczęła napierać na osobowość dziewczyny. Początkowo delikatnie,
ale z czasem przybierała na sile. Poczuła jak traci czucie i kontrolę nad własnym
ciałem. Teraz była jedynie obserwatorem. Patrzyła na świat oczami Venebrry. Mogła
dostrzec każdy szczegół, każdą, nawet najmniejszą rysę na lodowych ścianach.
Jej ciało zaczęła się zmieniać, kości przesuwać, a skóra rozciągać i zapełniać
sierścią. Ubrania rozdarły się i poszybowały w górę. Całość trwała może kilka
sekund, ale dla niej zdawała się wiecznością. Była zafascynowana i podniecona
jak nigdy wcześniej. To było prawdziwie niepowtarzalne uczucie.
Venebrra
zaczął biec. Złapał trop. A przynajmniej tak mu się wydawało. Jego łapy miękko
odbijały się od podłoża, a sierść falowała na wietrze. Wybiegł z lochów. Czuł
zapach niedźwiedzia, wilka i czarnej pantery. Leorn, Hef'indin i Riandel
podążali ich tropem, ale on był zdecydowanie szybszy. Rwał do przodu z zawrotną
szybkością. Był coraz bliżej, a zapach stawał się coraz mocniejszy. Ryknął
podniecony. Nie sądził, że jeszcze kiedyś dane mu będzie przebiec się po ziemiach
północy. Opanowała go euforia i szał jednocześnie. Zabójcza mieszanka.
Teraz
zapach był już bardzo wyraźny. Venebrra minął ostatni zakręt i z rozpędem wpadł
na zamkowy dziedziniec prosto w tłum ludzi.
-Pomocy!
Pomocy! Tygrys! - krzyczeli, ale Venebrra miał tylko jeden cel, a był nim
niebieskowłosy mężczyzna, który właśnie wchodził na beczkę z pętlą założoną na szyi.
Jeszcze chwila. Jeszcze trochę. Strażnik podniósł dłoń do góry, szykując się do
wydania komendy. Był coraz bliżej. Ręka opadła. Venebrra skoczył. Ludzie
krzyczeli. W locie przegryzł linę i razem z mężczyzną wylądował po drugiej
stronie podestu. Strażnicy zaczęli się przemieniać. Zaatakowali. Nie było
nikogo kto by im pomógł. Ciała innych skazańców wiły się w agonii przywiązane
stryczkami do belki u góry. Hef'indin, Riandel i Leorn nawet nie dotarli do
dziedzińca. Venebrra był otoczony. Warczał. Drapał. Syczał. Ale z taką ilością
przeciwników i tak na niewiele się to zdało. Poczuł jak czyjeś szczęki zaciskają
się na jego szyi. Ryknął z bólu i machnął łapą na oślep, raniąc pysk jednego z
towarzyszy strażników.
Venebrra!
Musiał
bronić chłopaka. To na nim zależało dziewczynie. Ale powoli nie miał już siły.
Nagły cios w głowę sprawił, że na chwilę stracił kontrolę. Zwierzęta
wykorzystały chwilę nieuwagi i rzuciły się na tygrysa. Nie miał sił walczyć,
jego ciało przepełniał ból. Usłyszał ryk niedźwiedzia i zawodzenie wilka. A
potem stało się coś nieoczekiwanego.
Czyjeś
wielkie szpony zacisnęły się wokół jego tułowia i oderwały go od ziemi,
zrzucając wszystkich napastników. Ziemia zaczęła się oddalać, a on stracił
przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz