środa, 9 listopada 2016

Rozdział 11. Kryształowa Sala.



  
  Malta nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Po prostu siedziała i bezmyślnie gapiła się w ścianę. To wszystko było takie irracjonalne. Ijo miał brata? A Iris go zabiła? Teraz przynajmniej wiedziała skąd ta nienawiść. 
  W pokoju od dłuższego czasu panowała cisza. Leorn i Riandel siedzieli ze spuszczonymi głowami, a Ijo w milczeniu spoglądał na Maltę.
  -Ja przepraszam, że to przed tobą ukrywałem, po prostu bałem się, że... - po policzku chłopaka spłynęła samotna łza.
  -Przestań. - Malta wstała i zaczęła iść w jego stronę- Nie możesz obwiniać się za te wszystkie wydarzenia. To już nieistotne. Skoro nie da się cofnąć czasu, to chyba lepiej żyć w spokoju, prawda? - przytuliła go, a Ijo uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.
***
  -Cały czas nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy - powiedziała Malta, która teraz siedziała obok Ijo. - Skoro rozmawialiście i knuliście przeciw Królowej, to dlaczego zakładacie, że nie miała wizji? Może to jest powód zniknięcia Hef'indina?
  -Nie, to nie możliwe. Widzisz... - zaczął Riandel - po pierwsze to nie jest tak, że Królowa widzi przyszłość. Ona widzi rzeczy, które już się zdarzyły, ale nie mogła w nich brać udziału. Jednak są pewne sposoby... Na ukrycie przed nią niewygodnych faktów. Istnieje  rodzaj kryształu o nazwie Kamień Zapomnienia, który ma zdolność ograniczania pola widzenia. Wydziela fale, które zakłócają wizje w promieniu dziesięciu metrów. Taki kamień znajduje się tutaj w kuchni - wskazał na zielonkawy przedmiot przymocowany pod stołem - ale także w naszych pokojach, ubraniach i  na polu treningowym. Od przybycia do Pałacu nosi go także Ijo w kieszeni. Dlatego to niemożliwe, żeby dowiedziała się o tym w ten sposób. A właśnie. Od dzisiaj ty też dostaniesz kamień.
  Riandel nachylił się i podał jej wisiorek z zieloną zawieszką.
  -Dziękuję, ale w takim razie skąd o tym wszystkim wie?
  -Być może w ogóle nie to jest powodem, może po prostu miała takie przeczucie, albo Hef'indin nie był już jej potrzebny. Nie wiem...
  -Ale myślisz, że on żyje?               
  -Tak - odezwał się dotąd milczący Leorn - Myślę, że żyje. To silny mężczyzna i ma swój rozum. A po za tym Królowa może go jeszcze potrzebować.
  -Więc jaki jest plan? - spytał Ijo spoglądając na swoich towarzyszy.
***
  -Stop. - Ruth jeszcze raz pstryknęła palcami, a pantery zniknęły w mroku. - Podejdź tu Hef'indinie.
  Elf zrobił niepewny krok. Miał nadzieję, że Ruth uwierzy w jego zaangażowanie i tym umocni w niej fałszywe poczucie, że stoją po jednej stronie, ale najwidoczniej się pomylił. Była zbyt przebiegła, zbyt mądra, po prostu nie do oszukania.
  -Co to jest? - spytała cicho, wyciągając spod szaty elfa rzemień z Kamieniem Zapomnienia.
  -Pytałam... CO. TO. JEST?!!!
  -Pani...to nie tak...
  -Kamień Zapomnienia? Czyżbyś ukrywał coś przede mną Hef'indinie? Nie chcesz mówić? Dobrze... Porozmawiamy więc później.
  Ruth ponownie pstryknęła palcami, a posadzka pod stopami elfa zapadła się i pochłonęła go nim ten zdążył choćby krzyknąć.  
***
  -Pytasz jaki jest plan? - spytał Leorn - To proste, jeśli Hef'indin żyje to na pewno jest gdzieś w pałacu. Musimy kawałek po kawałeczku przeszukać cały budynek...Każdą komnatę, każdą salę, najpewniej każde tajne przejście. Jednym słowem wszystko.
***
  -Idź. Powiem kiedy ktoś będzie szedł. - mruknął Ijo i wskazał Malcie drzwi na końcu korytarza.
Skinęła głową i powolnym krokiem ruszyła w stronę Kryształowej Sali. Jeszcze raz upewniła się, że nikogo nie ma, po czym kluczem, który zdobył dla niej Leorn, otworzyła drzwi. W środku panował mrok. Wymacała ścianę i niepewnie zaczęła przesuwać się w głąb pomieszczenia. W tym momencie naprawdę zaczęła żałować, że nie wybrała przeszukiwania komnat, które były o wiele bezpieczniejszym miejscem. No, ale cóż... ma czego chciała.
  Tak naprawdę nikt do końca nie wiedział co kryje się w Kryształowej Sali. Była ona jednym z osobistych pomieszczeń Ruth, więc tym bardziej dziwiło ją jakim cudem Leorn znalazł tak łatwy sposób, aby dostać się do środka. On chyba po prostu umiał wszystko załatwić.
  Kiedy tak szła, nagle jakiś cień przeciął jej drogę. Nie miała pojęcia co to było, ale na pewno nie wyglądało jak człowiek. Cudem powstrzymała krzyk. Zrobiła krok wprzód i poczuła, że dotyka czegoś miękkiego. Cofnęła się i zaczęła w panice przeszukiwać kieszenie. Nie mogła nawet opisać swojego szczęścia gdy w jednej z nich znalazła małe pudełeczko zapałek. Pomieszczenie wypełnił blask, a ona wreszcie mogła dojrzeć gospodarza Kryształowej Sali.



BONUS
  Na posadzce leżał śnieżnobiały tygrys. Dokładnie ten sam, którego zobaczyła w dniu przybycia do Lodowego Pałacu. Ku jej zdziwieniu nie był agresywny. Jedyne co robił to w zaciekawieniu patrzył na nią swoimi wielkimi, smutnymi oczami.
  -Dobry tygrys. - powiedziała i oddaliła się o kilka metrów.
  Nagle kocur wstał i zaczął przesuwać się w stronę dziewczyny. Nie warczał, nie ryczał, po prostu szedł. Kiedy dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów usiadł i wyciągnął głowę. Malta na początku wystraszyła się, ale po chwili zastanowienia wyciągnęła rękę. Czuła jak zimny pot spływa jej z czoła. W życiu się tak nie bała. Tygrys spojrzał na nią jeszcze raz, po czym wtulił się w jej dłoń i zaczął mruczeć. Najpierw ostrożnie, a potem coraz pewniej zaczęła głaskać i przytulać zwierzę.
  -Ale jesteś piękny. - szepnęła - Uwięziła cię tutaj, prawda?
  Tygrys mruknął jakby w odpowiedzi i znów zaczął domagać się pieszczot, jednak zanim Malta zdążyła cokolwiek zrobić drzwi komnaty otworzyły się i stanął w nich Ijo.
  -Malta? Z kim ty rozmawiasz?
  Potem wszystko stało się bardzo, bardzo szybko. Tygrys warknął i zjeżył sierść. Ijo myślał, że chce zaatakować dziewczynę i wyjął nóż. Malta zaczęła biec w jego stronę, ale on rzucił ostrzem nim ta była choćby w połowie drogi. Tygrys ryknął, a Malta upadła na ziemię.
  A potem...
  A potem przeszył ją nagły ból...

sobota, 5 listopada 2016

Rozdział 10. Wszystko staje się jasne.


/Chciałam Was bardzo przeprosić za tą długą przerwę. Nie mogę obiecać, że teraz posty będą pojawiać się regularnie, ale raczej nie będzie to tak duża przerwa jak teraz. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba i wybaczycie mi nieobecność :) Mrs Hyde./
  Następnego dnia o dziesiątej Malta znów stanęła przed drzwiami Hef'indina i znów złapała za charakterystyczną, złotą klamkę. Wszystko zdawało się takie samo jak minionego wieczora, jednak tym razem nie była sfrustrowana, a wręcz podekscytowana. Miała nadzieję, że wszystko się wyjaśni, że wreszcie zrozumie co robi w tej poplątanej historii, a Hef'indin odpowie na jej wszystkie pytania.
  PUK. PUK. PUK.
  Niestety tak samo jak poprzedniego wieczora nie doczekała się też żadnej odpowiedzi. Nie mogła uwierzyć, że znów jej to robi. Czyżby to wszystko co wczoraj powiedział to tylko zwykłe kłamstwo? Żeby dała mu spokój? O nie! Tak łatwo się nie podda.
  -Hef'indinie! Otwieraj natychmiast! - zaczęła walić pięściami w co tylko popadnie. - Otwieraj! Słyszysz do cholery?!
  Chciała szarpnąć za klamkę, jednak ze zdziwieniem odkryła, że drzwi są otwarte. Dziwne... Hef'indin nigdy nie zostawiał otwartych drzwi.
  -Halo?
  Zajrzała przez szparę, a po chwili zastanowienia weszła do środka. Książki leżały porozrzucane po podłodze, kołdra leżała obok łóżka, a wszędzie panował okropny bałagan. Całość wyglądała jakby ktoś czegoś uparcie szukał, albo co gorsza próbował kogoś zabić. Coś było nie tak. Czuła to całym sercem. Jeszcze raz upewniła się, że pokój na pewno jest pusty i wyszła na korytarz. Kiedy powoli przechadzała się w tą i ową, nasłuchując znajomego głosu, nagle zobaczyła sylwetkę smukłego, wysokiego, mężczyzny na końcu korytarza. Z nadzieją zaczęła biec w stronę nieznajomego.
  -Hef'indin?! - wrzasnęła, omal nie zderzając się z mężczyzną.  
  -Malta?! - krzyknął Ijo odwracając głowę w stronę dziewczyny. - Wszędzie cię szukałem!
  Czyli to jednak nie on...
  -Myślałam, że nie chcesz mnie widzieć - szepnęła. W jej głosie było słychać smutek i rozczarowanie.
  -To nie tak - złapał ją za nadgarstki i przyciągnął bliżej. - byłem wściekły, ale teraz kiedy zrozumiałem, że nie jesteś już więcej tą małą dziewczynką, którą znalazłem w lesie to pomyślałem sobie, że może...może teraz zrozumiesz...jeśli ci wszystko wreszcie opowiem.
  W normalnych warunkach krzyczałaby z radości, ale teraz strach o przyjaciela nie dawał jej spokoju. Tak bardzo chciała usłyszeć co Ijo ma do powiedzenia, ale, uh, to musi poczekać.
  -Ijo. Nie ma Hef'indina.
  -Jak to nie ma Hef'indina?
  -No właśnie, ja sama tego nie rozumiem. Wczoraj byłam u niego, żeby zapytać o tą cholerną przepowiednię, a on powiedział, że mam dzisiaj do niego przyjść. Tylko, że... tylko, że go nie ma, a jego pokój jest cały w rozsypce.
  -Czekaj, czekaj. Ty wiesz o przepowiedni?
  -Coś tam obiło mi się o uszy.
  -Podsłuchiwałaś!
  Malta spuściła wzrok. Było jej wstyd.
  -Malta! - chłopak był wściekły, już chciał na nią nakrzyczeć, ale  w ostatniej chwili opanował się i znów zaczął mówić - dobrze, nieważne. Porozmawiamy sobie o tym i... ogólnie o wszystkim później. A teraz chodźmy. Chcę zobaczyć ten pokój.
***
  Gałęzie głośno trzaskały w piecu i wypełniały pomieszczenie przyjemnym, ostrym zapachem igliwia. Zegar cicho tykał, mięsa delikatnie bujały się na hakach, a krople wody cicho uderzały o drewnianą posadzę. Malta natomiast siedziała na krześle w rogu kuchni i uważnie przysłuchiwała się trwającej już od jakiegoś czasu rozmowie.
  -...zanim przyszliśmy ktoś pozabierał już wszystkie rzeczy, w pokoju panował idealny porządek, a drzwi były zamknięte, chociaż Malta mówiła, że zostawiła je otwarte.
  -Może...może tylko jej się coś przewidziało? Jesteś pewny, że nic wam się nie pomyliło?
  -Jeśli mówię, że tak było, to znaczy, że to widziałem, a mogę cię zapewnić, że moja pamięć działa należycie.
  -Przestańcie. To nie czas na jakieś sprzeczki. Powiedzcie mi lepiej kiedy zniknął Hef'indin.
  -Nie widziałem go od wczorajszego wieczora.
  -Ja także.
  -Hm... To niedobrze. A co jeśli strażnik powiedział wam prawdę i Hef'indin naprawdę musiał pojechać z ważną wiadomością do Małego Obozu?
  -Naprawdę w to wierzysz?
  -Nie. Niestety nie, ale bardzo bym chciał, żeby tak było.
  Ijo westchnął. Razem z Leornem i Riandelem siedzieli tu już od godziny, a jedyne co udało im się ustalić to, że Hef'indin zniknął i nie była to żadna misja jak próbowano im wmówić od jakichś dwóch godzin, ale porwanie.
  -Dobrze. - powiedział Leorn, wygodniej sadowiąc się na krześle - Hef'indin Hef'indinem, ale myślę, że tej tutaj oto obecnej panience też należą się jakieś wyjaśnienia. Mam rację?
  Ijo wytarł pot z czoła i wbił wzrok w stół. Zapadła cisza.
  -Myślę, że powinieneś to zrobić. - powiedział Riandel, kładąc mu dłoń na ramieniu. Coś w jego zachowaniu widocznie się zmieniło. Nie był już tym okrutnym i bezczelnym mężczyzną, którego poznała. Teraz zdawał się być zaniepokojony zniknięciem brata. Czyżby Riandel, którego dotąd znała był tylko świetną grą aktorską?
  -Niech będzie - zaczął niepewnie Ijo. - Zacznijmy od tego jak znalazłem się w Lodowym Pałacu. Tak, myślę, że to będzie dobry wstęp.
  "Jakieś siedemnaście lat temu ja i mój brat, po wielu latach bezustannej walki o życie na wygnaniu, zapuściliśmy się aż na daleką północ, nazywaną Wielkimi Turniami. Nie mieliśmy nic. Żadnego jedzenia, picia, a tym bardziej ubrań. Temperatury spadały, ale my szliśmy dalej. Nadzieja kazała nam szukać schronienia nawet na tym wielkim pustkowiu, na którym nie było absolutnie nic nie licząc lodu i śniegu. Powoli zimno zaczęło wysysać z nas życie, byliśmy o krok od śmierci. Wtedy znalazł nas Hef'indin i zaprowadził do Lodowego Pałacu, w którym rządził Theos, ojciec Ruth. Przyjął nas do siebie, jakbyśmy byli jego zaginionymi dziećmi. Dał nam schronienie, dom i wszystko o co tylko prosiliśmy przez ostatnie lata. Było nam jak w bajce. Po prostu poczuliśmy się szczęśliwi, niestety wszystko co dobre szybko przemija.
  Pewnego dnia poszliśmy razem na polowanie. Hef'indin pokazywał nam ślady różnych zwierząt i mówił o ich zwyczajach. Kiedy tak szliśmy nagle zobaczyliśmy coś niebywałego, ja i mój brat, ale nie powiedzieliśmy tego Hef'indinowi. Kiedy ten odszedł, postanowiliśmy zapolować na nasze znalezisko. Ukradliśmy Hef'indinowi łuk i poszliśmy aż nad Gorący Wodospad. Tam ją znaleźliśmy. To była Iris..."
  Przerwał na chwilę. Jego wzrok skierowany był w pustkę, oczy zamglone, niewidzące.
  "Mój brat strzelił. Iris zaczęła się bronić. Kiedy Hef'indin przyszedł już było po wszystkim. Miałem osiem lat, mogłem już pomóc... ale stchórzyłem. Może wtedy Damien by żył. Potem zaatakowała Hef'indina, więc ją zabiłem, ale to przecież nie przywróciło mu życia. Nic nie było tego w stanie zrobić. Został mi po nim tylko ten wisiorek."
  Ijo zacisnął dłoń na małym gawronie, którego wyjął z kieszeni.
  "Ale to nie koniec. Potem poczułem coś dziwnego. Znamię zaczęło tak strasznie swędzieć. Moje serce przyspieszyło, nie mogłem oddychać, moje ciało przeszył ból. Okazało się, że zabójca mojego brata wcielił się we mnie. Spośród wszystkich Nieśmiertelnych wybrała mnie! Mnie!
  Po tamtych wydarzeniach postanowiłem opuścić Lodowy Pałac i udałem się do Mrocznej Puszczy, gdzie znalazłem Klasztor. Nawiązałem łączność z Lodowym Pałacem. Od tamtego czasu Nieśmiertelni z Południa i Północy trzymali się razem. Kilka lat później król Theos został zamordowany, a Ruth objęła tron.
  Dwa lata temu dostałem wezwanie. Okazało się, że Ruth doszły głosy, że ludzie podobno odnaleźli przepowiednię, która może cofnąć klątwę Senny. Zaczęliśmy szukać. W jednej z ksiąg znaleźliśmy wzmiankę, która mówiła o córce samego Stwórcy. Nieśmiertelnej, która po przejściu pewnych prób na Górze Senny, do teraz będących dla nas tajemnicą, zniesie klątwę i powróci dawno utracony pokój pomiędzy rasami. Dziewczyna miała mieć białe włosy i jasnoniebieskie oczy. O niczym innym nie mieliśmy pojęcia. Było kilka przed tobą, ale po tym jak Ruth zabrała je na Górę Senny słuch o nich zaginął. Szły na szczyt, ale nigdy nie wracały. Nie były tą której szukaliśmy."
  Malcie zdawało się, że widzi samotną łzę ściekającą po policzku Riandela, gdy Ijo mówił o innych wybrankach.
  "Aż pewnego dnia znaleźliśmy jeszcze jedną wzmiankę. Jej ojciec miał się nazywać Ahakuru. Wtedy mnie olśniło. To byłaś ty. Od początku to byłaś ty. Poczułem jak mój świat się wali... Nie chciałem tego. Bałem się, że jeśli one skończyły w ten, a nie inny sposób, to ty możesz być następna. Próbowałem cię ukryć, chować przed innymi Nieśmiertelnymi. Ale ona miała wizję i się dowiedziała. Nie chciałem tu przyjeżdżać, niestety kiedy zniszczyli Klasztor nie miałem wyboru. Riandel zgodził się ciebie przygotować, chciał udowodnić Ruth, że jesteś do niczego i nie podołasz, ale ona wiedziała, że naginamy rzeczywistość. Co gorsza Hef'indin stanął po jej stronie.
  Zrozum to dobry człowiek, ale dla niego najważniejsze jest dobro ogółu. Po za tym był święcie przekonany, że to ty jesteś wybranką i w związku z tym nic nie może ci się stać. Kłóciłem się z nim o to cały dniami i w końcu udało mi się przeciągnąć go na swoją stronę. Zrozumiał, że pokonanie Nieśmiertelnych nic nie da. A po za tym większość z nas kocha swoich Towarzyszy i nie chce ich tracić. I teraz nagle słuch o nim zaginął. Nie sądzę, żeby to był przypadek. Boimy się, a nawet jesteśmy pewni, że Ruth jest zamieszana w jego zniknięcie. Mamy tylko nadzieję, że Hef'indin jeszcze żyje. Malta mogę ci jedynie obiecać, że będziemy go szukać, a kiedy...kiedy to wszystko się skończy to uciekniemy. Uwierz mi." (...)

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 9. Ostatnie ostrzeżenie.






  -...dlatego właśnie to ona jest wybranką! Dowody są niepodważalne! Przyrzekam wam, że tym razem unikniemy błędów przeszłości i naprawimy to co niegdyś zniszczył Szytzu!
  -Hurra!
  We wnętrzu sali rozległy się gromkie okrzyki radości. Ruth uśmiechnęła się. Znów przeczucie jej nie zawiodło. Są jak dzieci, wystarczy kilka obietnic, a zrobią wszystko. Naiwni...bezbronni... Jedynie Hef'indin. Nie jest co do niego przekonana, a gdyby tak? W końcu wypadki na polowaniu zdarzają się dość często...choćby ten piętnaście lat temu. A właśnie jeszcze niebieskowłosy. Na śmierć o nim zapomniała. Tu trzeba będzie postąpić inaczej, bo dziewczyna zacznie coś podejrzewać. Trudno, nie wszystko da się załatwić naraz.
***
  -Szerzej nogi. Źle. Beznadziejnie. Nie, nie, nie. Czy ty w ogóle słyszysz co do ciebie mówię?
  Riandel przechadzał się brzegiem pola. Po środku stała dziewczyna, a tuż obok, na przeciwko niej znajdowały się dwa worki pełne siana. Od kilku godzin trenowała. Nie miała ani chwili przerwy.
  -Wiesz chociaż gdzie masz serce? Tak? To traf w nie do cholery!!!
Wzięła zamach i wkładając w niego całą siłę wbiła się w przeciwnika. Niestety znów to samo. Kawałek metalu imitujący żebra boleśnie dał o sobie znać.
  -Jeszcze raz. - dyktował beznamiętnie Riandel.
Nie może się poddać. Przecież to tylko głupi worek siana. Teraz mu pokaże, wreszcie zobaczy na co ją stać! Wzięła głęboki oddech, musiała się skupić. Wypustka, wgłębienie, wypustka, wgłębienie. Żebro, przerwa, żebro, przerwa. Tak, widzi ją. Nie musi przecież wkładać w to tyle mocy, wystarczy jedno celne uderzenie. Delikatnie przechyliła bark, cały czas nie spuszczając wzroku z obranego punktu. Szybki, krótki, zdecydowany ruch. Nagle ostrze miecza wbiło się w worek. Udało się! Nie mogła pohamować euforii. Wreszcie! Odwróciła głowę wyzywająco spoglądając na swojego nauczyciela. Pochwali ją. Na pewno. Nie ma wyboru.
  Riandel podszedł. Na jego ustach wykwitł szeroki, serdeczny uśmiech.
  -Brawo. Świetnie. Idealny cios! - nagle jego twarz stężała - Szkoda tylko, że serce znajduje się po lewej stronie, a ty celowałaś w prawą. Jeszcze raz!
***
  Była wykończona i wściekła. Nie znosiła go. Czyżby postawił sobie za cel uprzykrzanie jej życia? Na treningu spędziła dobre dziesięć godzin! Jeszcze Ijo...Nie rozmawiała z nim od czasu kłótni w turniach. Ciekawe co teraz robi. Tak czy inaczej nie ma teraz czasu.
Szybkim ruchem poderwała się z łóżka. Mięśnie bolały ją niemiłosiernie, palce pokrywały dziesiątki pęcherzy i odcisków, a o otarciach wolała nawet nie wspominać.. Niestety...miała jeszcze coś do załatwienia. Otworzyła dębowe drzwi i poczuła lekki przypływ adrenaliny. Teraz albo nigdy!
***
  Szła białym, marmurowym korytarzem. Faktycznie, Leorn nie pomylił się. Zwykle pusty, bez żywego ducha, teraz zapełniony był przedstawicielami wszystkich ras. Widziała znajome twarze mężczyzn i kobiet, a tu i ówdzie trafiało się także dziecko, jednak jak wszyscy naznaczone ciemnym znamieniem wokół nadgarstka. Od czasu do czasu drogę przecinał jej jakiś Towarzysz, czy przedstawiciel nieznanego gatunku, ale nie zwracała na nich szczególnej uwagi. Krasnoludy. Tak, to właśnie one były tym kogo obserwowała. Wyróżniały się, były inne niż ktokolwiek kogo poznała. Nie wyglądali na zadowolonych, zresztą trudno było się dziwić, przecież jedynie zwiastun nadciągającej wojny zmusił ich do sojuszu z elfami. W normalnych warunkach ich stosunki były raczej chłodne i nie pałali do siebie szczególną sympatią. Sprawiali wrażenie sfrustrowanych i groźnych, jednak mimo wszystko Malta żywiła do nich same dobre uczucia. Doskonale wiedziała, że pod tą otoczką gruboskórności kryją się lojalni, pełni dobra mężczyźni, którzy w imię zasad gotowi byli poświęcić życie. Tak bardzo chciała z nimi porozmawiać... Niestety to musiało poczekać.
  Zaczęła brnąć w przód, czuła ciepłe ciała, które napierały na nią, gdy poruszała się w kierunku upragnionego celu. Udało się. Wreszcie zdołała opuścić tłum i dostać się na przeciwległy kraniec korytarza. Podeszła do drzwi z charakterystyczną złotą klamką i trzykrotnie w nie zapukała. Czekała. Doskonale wiedziała, że ten kogo szuka jest w środku. Tym razem jej nie uniknie.
  -Halo? Hef'indnie wiem, że tam jesteś! Musimy porozmawiać! Hej!
***
  Już miała zawracać, gdy wtem usłyszała kroki. W drzwiach pojawił się Hef'indin. Pod oczami miał dwa sine półksiężyce, a na jego twarzy malowało się wycieńczenie. Mimo wszystko uśmiechnął się i gestem dłoni zaprosił dziewczynę do środka.
  Jego pokój był ogromny. W rogu znajdowało się łoże z baldachimem, na którym leżała kołdra powlekana błękitnym jedwabiem i stos poduszek w tym samym kolorze. Tuż obok, koło nóżek leżała skóra jakiegoś nieznanego jej  zwierzęcia, trochę przypominającego tura (prawdopodobnie trofeum myśliwskie). W centrum natomiast stał stolik z ciemnego mahoniu.
  -Usiądź - powiedział elf, wskazując jedną z dwóch puf w rogu pomieszczenia - Co cię do mnie sprowadza? Masz jakiś problem?
  -Nie, chociaż...muszę się do czegoś przyznać. - zaczęła niepewnie.
  -Mów, nie krepuj się.
  -Chodzi o to, że tego dnia gdy się ocknęłam... usłyszałam coś...coś o przepowiedni.
  Hef'indin dotąd spokojny nagle poderwał się. Szeroko otworzył oczy i w nerwach zaczął chodzić od jednego końca pokoju do drugiego. Niemożliwe. Tego się nie spodziewał. Zupełnie wyprowadziła go z równowagi. I co teraz? Powiedzieć jej... nie. Królowa musi to zrobić sama. Tak, to najlepsze wyjście.
  Zatrzymał się, wziął głęboki oddech i wreszcie spojrzał na wystraszoną dziewczyną.
  -Dobrze. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jutro o dziesiątej nie pójdziesz na trening, zamiast tego zjaw się tutaj, a wszystkiego się dowiesz. Obiecuję.
  Malta w skupieniu skinęła głową. Już miała wyjść gdy nagle zatrzymała się.
  -Hef'indinie zrobiłam coś złego?
  -Nie, oczywiście, że nie. Niczym się nie przejmuj.
***
  Nigdy wcześniej się tak nie spieszył, jego biała szata powiewała w biegu, a włosy falowały na wietrze. Mijał kolejne korytarze. Droga, która zazwyczaj wydawała mu się krótka, teraz dłużyła się w nieskończoność. Zżerał go strach, bał się powiedzieć prawdę. Niestety nie miał wyboru, ona i tak by się dowiedziała. Ukarze go. Albo zabije. Sam nie wie co byłoby gorsze.
  Niczym burza wpadł do sali tronowej i rzucił się na kolana.
  -Pani! Stało się coś bardzo niedobrego!
  -Co chcesz przez to powiedzieć, Hef'indinie? - szepnęła Ruth, wyłaniając się z cienia. Nie musiał nic mówić i tak już wszystko wiedziała.
  Dziewczyna nie może się o niczym dowiedzieć, bo zacznie szperać. Głupiec, zawiódł ją. Jak mógł być tak nieostrożny? Trudno. Chciała, żeby zniknął podczas polowania, ale widocznie musi zmienić plany...Zresztą i tak nie był już jej potrzebny. Wykonał swoją misję. Razem z Ijo uwierzył w przepowiednię, a to wystarczyło, aby reszta Rady poszła ich śladem. Żegnaj Hef'indinie synu Światła, nie będę tęsknić.
  Pstryknęła palcami. Za plecami Hef'indina ni stąd ni zowąd pojawiły się dwie śnieżne pantery (...)

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 8. Wielkie plany.





  -Nie wrócę tam. On doprowadza mnie do szału... Ja po prostu tak nie mogę.
  -Zrozum, kotku, tak już w życiu bywa, ale jedno ci powiem, znam Riandela od lat i nie jest taki jak ci się wydaje, on chce ci pomóc...
  -Groźbami?
  -Wiesz jakie jest krasnoludzkie powiedzenie? "Jedyne co przyniesie ci sukcesów kupę to kop w dupę". Niezbyt ambitne to prawda, ale ma w sobie prawdę. Myślisz, że ludzie, elfy i krasnoludy będą się z tobą pieścić gdy już nadejdzie prawdziwa walka? To nie jest zabawa. Nawet nie wiesz jak blisko jest wojna. Nikt nie wie kiedy przyjdzie. Za miesiąc? Tydzień? A może nawet jutro. Pomyśl o Południu. Oni nie mieli tyle szczęścia. My mamy czas, wiemy, czego się spodziewać. Nie widzisz co się dzieje? To nie jest już ten sam pałac. Czy tydzień temu były tu grube mury z lodu, wieżyczki łucznicze i zbrojownia? Oczywiście, że nie. Obóz staje się fortecą zdobywa nowe budynki, wiele Nieśmiertelnych tu przybywa, zauważ, że są tu także ludzie. Powinnaś brać przykład z pałacu, tak jak on przygotować się. Riandel jest dobrym nauczycielem, wykorzystaj to i nie poddawaj się. Nie możesz tracić ani chwili...
  Leorn jeszcze nigdy nie był tak poważny. Dotychczas wydawał jej się jedynie wesołym kompanem do nocnych pogawędek i żartów, ale teraz w jego oczach było coś więcej; mądrość i doświadczenie. Wzruszona wtuliła się w jego gęstą brodę.
  -Ejże, bez takich kwiatuszku. Bo mi brodę pomoczysz. Jak zaraz ze mnie nie zejdziesz to dostaniesz kopa w dupę, ale tym razem nie będzie motywacyjny!!! Hej!!!
  -Leornie, czy wiesz, że cię kocham?
Westchnął.
  -Ja ciebie też kwiatuszku, ja ciebie też...
***
  Jego wzrok błądził po śnieżnych, górskich szczytach. W ręku ściskał wisiorek; małego gawrona wyrzeźbionego z jasnego drewna. Jedynie dobry obserwator mógł na nim dostrzec małą w zasadzie niewidoczną plamkę krwi. To zdarzyło się tak dawno...nie mógł w to uwierzyć, przecież to było wczoraj! Oczywiście, że tak. Pamięta każdy szczegół, każdy dźwięk, każdą sekundę. Nie mogło minąć aż tyle czasu! Niestety... w rzeczywistości zdarzenia dzieliło piętnaście lat. Ktoś kiedyś powiedział, że czas leczy rany. W życiu nie słyszał większej bzdury. Gdyby tak było, może nie byłby teraz zgorzkniałym dwudziestokilkulatkiem, który mimo wszystko czuje się jakby nosił w sobie co najmniej pięćdziesięcioletni bagaż doświadczeń i przeżyć.
  Miał dość. Gdyby tylko mógł cofnąć czas. Tak. Wtedy zrobiłby wszystko inaczej. Wielka łza uformowała się i powoli spłynęła po jego drżącym policzku.
  -Ijo?
  Ktoś dotknął jego ramienia.
  -Szukałam cię. - szepnęła.
  -To znalazłaś. Po co tu przyszłaś? Nie dasz mi nawet chwili spokoju?
  Westchnęła. Chłopak wyraźnie unikał jej wzroku, siedział odwrócony tyłem i ani myślał na nią spojrzeć.
  -Nie było cię cały dzień. Martwiłam się...
  -Niepotrzebnie. Nic mi nie jest.
  Chwyciła jego dłoń, doskonale wiedziała, że coś się stało. Za długo go znała, żeby mógł to ukryć.
  -Przecież możesz mi powiedzieć. Słyszysz?
  -Powiedziałem, że nic mi nie jest. Ogłuchłaś? - krzyknął nagle, wyrywając rękę z uścisku.
  -Ijo przestań. Nie możesz tak żyć! Myślisz, że cały czas będziesz to w sobie dusił?!
  Zbliżył się celując palcem w jej pierś.
  -Nie powinnaś wtrącać się w nie swoje sprawy. - syknął, wyraźnie podkreślając każdą sylabę. Był wściekły.
  -Chodzi o Hef'indina, tak? - spytała - Co się wtedy stało?
  -Nie wiem o co ci chodzi.
  -Ijo nie kłam! Pamiętasz? Wtedy kiedy mówiłeś mi o pałacu wspomniałeś o tym!
  -Ty mała...Wynocha! Słyszysz?! Wynocha!
  -Dlaczego mi o niczym nie mówisz, co?
  -Bo to nie jest twoja cholerna sprawa!!!
  -Tak?! Myślisz, że jestem taka głupia?! Doskonale wiem, że co chwila coś przede mną ukrywacie! Może zaprzeczysz?!
  -Malta...
  -Ah. Przestań.
***
  -Moja droga Rado. - Ruth wyciągnęła się na tronie, władczo spoglądając na każdego po kolei. Kim oni są? To tylko pionki, którymi może się pobawić. Jeden gorszy od drugiego. Rufus, Lillio, Beyren, Amayra, Scircus, Uhean, Latoria, Wenecjusz, Huffion, Ghea, Fier i... Hef'indin. Tak, on akurat może stanowić pewien problem. Ale czy wkrótce będzie to miało jakiekolwiek znaczenie? Z drugiej strony nie może uwierzyć, że ludzie wywołali wojnę. Czy naprawdę byli aż tak głupi? Zniszczyli całe Południe poszukując jednej, naiwnej dziewczyny? No cóż, teraz jednak nie było odwrotu, będzie musiała ich wtajemniczyć, a przynajmniej po części. Przecież gdyby dowiedzieli się co tak naprawdę planuje... Zresztą nieważne. Hef'indina i Ijo jakoś zdołała przekonać. Teraz czas na resztę. Szkoda, bo chciała załatwić to raczej po cichu.
  Rada Obozu siedziała wokół wielkiego stołu ustawionego na środku sali tronowej. Wszyscy jak jeden mąż patrzyli na Królową. Czekali. Ta mała drobna osóbka, która z pozoru wydawała się krucha i delikatna, w rzeczywistości była despotą, a nawet można by rzec tyranem. Mimo wszystko szanowali ją, ponieważ trzymała obóz silną ręką, jednak czasem...jej metody wydawały się dość drastyczne.
  W sali panował popłoch. Niecierpliwość i strach osiągnęły najwyższy poziom. Ile jeszcze?
  Wstała. Emocje opadły. Wreszcie nadszedł kulminacyjny punkt spotkania (...)