Wóz podskakiwał i powoli piął się pod
wzgórze, na którym stał zamek. Nagle jednak zatrzymał się. Z naprzeciwka, ku
nim, podążał jeździec na czarnym koniu.
Jego złote włosy falowały na wietrze, a niebieskie
oczy były skierowane na wschód, tam skąd nadjeżdżali. Widział każdy
szczegół, każdy włos, każdą bliznę na ciałach podróżników, mimo że był od nich
oddalony o kilkaset metrów. Shazza, jego rumak gnał przez zbocza -był coraz bliżej.
-Hej, wy! - krzyknął, ujrzawszy
już z całkiem bliska Ijo i Maltę.
Chłopak przez chwilę patrzył, w stronę przybysza, jednak gdy tylko nieznajomy podszedł wystarczająco blisko, na jego twarzy wykwitł radosny uśmiech.
-Hef'indin! - Ijo zeskoczył z konia
i rzucił się w objęcia dawno niewidzianego towarzysza, który również stał już
na ziemi.
-Jak dobrze cię widzieć, przyjacielu! - krzyknął. Mężczyźni
witali się jeszcze chwilę, gdy nagle Malta zauważyła coś dziwnego. Na
nadgarstku nieznajomego widniało czarne znamię przedstawiające wilka.
-On jest Nieśmiertelny! Ijo przecież mieliśmy uciekać, a tym czasem zabierasz nas prosto w pułapkę! Po co nas tu przyprowadziłeś? I dlaczego on jest elfem? Nie mówiłeś mi, że są też inni, inne rasy...
Mężczyzna zerknął na dziewczynę, a
w jego oczach malowało się zdumienie.
-Ty nie wiesz? - spytał, jednak gdy Ijo spojrzał
na niego wymownie, natychmiastowo umilkł.
Elf mimo, że z pozoru
wyglądał groźnie to na jego twarzy było widać lekko zawadiacki uśmieszek i
zmarszczki wokół ust, świadczące o tym, że zabawa nie była mu obca. Jego oczy
miały w sobie coś magicznego jakby zamknięte iskierki, które zdawały się
tlić i żarzyć. Po za tym oprócz lekkiej zadziorności, która wyraźnie
odbijała się na jego twarzy, było w nim coś dostojnego, eleganckiego,
swoistego rodzaju duma i drapieżność, jakiej nigdy wcześniej nie widziała. Miał
na sobie złoty diadem i zbroję tego samego koloru naznaczoną
dziwnymi symbolami.
-Malta to jest Hef'indin, strażnik
królewski i zarządca elfickiego Obozu Wyklętych na Północy. Niestety jest to jedyne bezpieczne miejsce dla Nieśmiertelnych jakie ocalało, zaufaj mi. A co do innych ras to oczywiście nie tylko
rasa ludzi ma tyły u Senny, ale zdarzają się też takie wyjątki jak
Hef'indin- tu elf ukłonił się nisko i cmoknął dziewczynę w dłoń, pachniał
zimą.
***
Hef'indin
pchnął dłonią mosiężne drzwi, a te otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Stanęli
w ogromnym i przestronnym marmurowym korytarzu, po którym jak mrówki krzątały
się zapracowane elfy. Pod sufitem zawieszone były dziesiątki świec, a na
ścianach wisiały pochodnie, które stanowiły chyba jedyny element wyposażenia
tego pomieszczenia. Ijo ,z Maltą na rękach, powoli przekroczył próg i
wyczekująco spojrzał na towarzysza. Ten jednak oddalił się i rozmawiał teraz z
jakimś elfem o kruczoczarnych włosach. Po chwili wrócił i mruknął:
-Przykro
mi przyjacielu, ale zanim ktokolwiek was opatrzy natychmiast macie spotkać się
z królową, taka jest jej wola. Pewnie chce porozmawiać z wami o wieściach,
które przynosicie. Serce mi pękło kiedy dowiedziałem się o losie naszych
przyjaciół z południa. Nie mogę uwierzyć w to co się stało, chociaż z drugiej
strony wszyscy mogliśmy to przewidzieć...Cieszę się, że przynajmniej wy
uszliście- tutaj ścisnął ramię Ijo i dodał - przyjdę do was wkrótce,
ale teraz idźcie ze strażnikiem. - Elf o kruczoczarnych włosach uśmiechnął
się do nich zachęcająco.
Ijo
szedł powoli, jego wzrok błądził po pustych ścianach. Malta, która przed chwilą
objęła go za szyję, teraz nachyliła się blisko, tak, że jej usta dzieliło
zaledwie kilka milimetrów od ucha chłopaka.
-Ijo, co to za miejsce? Skąd
znasz tego elfa?- szepnęła. Czuł jak drżała. Był wściekły. Nie dość, że
nie chcieli ich opatrzyć, to od razu muszą zdawać relację z podróży. Nie tak
wyobrażała sobie powrót do Lodowego Pałacu. Zresztą nieważne...kiedyś był
zupełnie innym miejscem.
-Powiem
ci później. Teraz idziemy na spotkanie z Królową. Aha właśnie... - spojrzała na niego pytająco. - nie odzywaj się... chyba, że będziesz pytana,
ale wtedy też nie zdradzaj zbyt dużo.
Szli
dalej. W końcu po pięciu minutach i dziesiątkach minionych korytarzy
dotarli na miejsce. Elf zatrzymał się. Mosiężne, pozłacane drzwi otworzyły się
bezszelestnie, a ich oczom ukazało się wnętrze sali. Była cała pusta. Tylko po
środku daleko, daleko od wejścia stał tron, cały wyrzeźbiony z lodu. Na nim
siedziała drobna postać, jednak jej aura zdawała się wypełniać całe wnętrze.
Zawiało chłodem. Ijo, z Maltą na rękach, dopiero po chwili zdecydował się
wejść, ale też tylko dlatego, że strażnik zachęcił go skinieniem głowy i tym
dodał otuchy. Kiedy tylko przekroczył próg, drzwi zamknęły się za nimi z głuchym
trzaśnięciem. Zostali sami. On, Malta i Królowa. Fizycznie była kruchą kobietą,
jednak było w niej coś niepokojącego, co sprawiało, że każdy w jej towarzystwie czuł się co najmniej nieswojo. Malta objęła go mocniej.
Kobieta
milczała, jednak cały czas lustrowała ich wzrokiem. U jej stóp spał
śnieżnobiały tygrys przykuty do posadzki żelaznym łańcuchem. Jej tęczówki były
białe, tylko te czarne źrenice, zdawały się przeszywać człowieka na wskroś i
przykuwały uwagę tak mocno, że nie dało się od nich odwrócić wzroku. Trudno
było określić jej wiek, z jednej strony rysy twarzy wskazywałyby na dwadzieścia,
może trzydzieści lat, ale jej postawa i sposób w jaki patrzyła na przybyłych
zdradzały lata doświadczenia, obserwacji i ciągłej nauki. W końcu ciszę
przerwał lodowaty głos, który zdawał się rozbrzmiewać ze wszystkich stron na
raz.
-Ijo,
Malta. Dobrze was widzieć. Opowiadajcie. Jak miewają się nasi przyjaciele z
południa?- spytała, mimo tego, że ze swoich wizji doskonale wiedziała o
buncie i śmierci większości Nieśmiertelnych.
Chłopak
zaczął o powiadać, a królowa cały czas słuchała w skupieniu, czasem to
uśmiechając się lekko, a czasem z niesmakiem mlaskając.
-Hm. Bardzo źle
się dzieje. Jednak widzę, że wy uszliście. Oczywiście jesteście w moim pałacu
bardzo mile widziani. A ty dziewczyno powiedz mi proszę znasz imię swojego
ojca? - spytała, kiedy ten wreszcie skończył.
-Nie widziałam go ani
przez chwilę, jednak znam je od zawsze to Ahakuru.- królowa uśmiechnęła
się, nie miała już wątpliwości, że w przepowiedni jest mowa właśnie o tej dziewczynie.
-Dobrze, dziękuję wam. Możecie odejść i oczywiście mamy dla was
schronienie. Straże! Zaprowadźcie ich do skrzydła szpitalnego!.
Jej dłoń,
ze znamieniem lisa zawirowała w powietrzu, a potem mimowolnie opadła na
oparcie tronu.
Drzwi
natychmiast otworzyły się i do sali wparowało dwóch strażników. Jeden przejął
od Ijo Maltę, a drugi pomógł chłopakowi iść. Minęli może z dwa zakręty, gdy do
ich nozdrzy doszedł charakterystyczny zapach ziół i maści. Za chwilę też w
dębowych drzwiach na końcu korytarza pojawiła się uśmiechnięta elfka w
ziemistej szacie i moździerzu w dłoni.
-Ach jesteście wreszcie! Najpierw
dziewczyna!- wykrzyknęła i wskazała gwardziście blat dużego, drewnianego
stołu. Malta mimowolnie syknęła z bólu, chociaż strażnik był niezwykle
delikatny. Kobieta podbiegła do niej i wielkimi, żelaznymi nożycami rozcięła
prowizoryczny opatrunek, który założył Ijo. Mlasnęła z niesmakiem.
-Paskudna rana- mruknęła, jednak dalej kontynuowała pracę. Noga była cała pokryta
zaschniętą krwią, a kość została złamana w kilku miejscach. Elfka
badała kostkę, gdy nagle jej palce natrafiły na zgrubienie, które z pewnością
uległo zakażeniu.
-Nie bój się - powiedziała, a na twarz pacjentki ni stąd ni zowąd spadł wacik
nasączony jakimś esencjonalnym olejkiem. Malta zamknęła oczy i... odpłynęła.