niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 2. Nie czas na wyjaśnienia.




  Dziewczyna póki co nie zadawała pytań. Biegli ile sił w nogach. Gałęzie uderzały ich w twarz, a nogi grzęzły w błocie. Na horyzoncie pojawiła się łuna. Nie było wątpliwości, że klasztor płonął.
-Ijo!- Malta próbowała przekrzyczeć świst powietrza. -Ijo! Co się stało?
  Chłopak odwrócił się, jakby chciał jej odpowiedzieć, jednak niespodziewanie między drzewami zamajaczyły sylwetki. Usłyszała krzyki. To byli ludzie... W rękach trzymali widły, żarzące się pochodnie i noże. Kogoś gonili, a raczej nie kogoś. Gonili ich. Zbliżali się z niesamowitą prędkością. Malta miała wrażenie jakby jej plecy płonęły. Wiedziała, że zaraz jej dosięgną. Potknęła się i uderzyła głową o kamień, a potem wszystko zniknęło.
***
Obudził ją cichy gwizd. Ziemia cała się trzęsła i podskakiwała. Powoli otworzyła oczy, ale natychmiast zamknęła je, oślepiona południowymi promieniami słońca. Po jej twarzy coś spływało, było gorące, opuszkami palców wyszukała miejsce i mimowolnie syknęła. Powoli zaczęły do niej dochodzić wydarzenia wczorajszego wieczoru. A może nie wczorajszego? W końcu ile dni minęło? Gdzie był Ijo? Zaczęła panikować, rozglądała się z przerażeniem, ale dalej nic nie widziała. Powoli jej wzrok zaczął przyzwyczajać się do mocnego światła.  Zaczęła dostrzegać zarys wozu i leśnej dróżki, która pięła się w górę. W końcu znalazła też Ijo. Siedział okrakiem na kasztanowym koniu i smagał go biczem po zadzie, aby ten szybciej jechał. Chłopak był ranny, przez jego plecy przebiegała ogromna krwawa szrama. Widocznie nie musiało upłynąć zbyt wiele czasu, bo była jeszcze świeża. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła dobył się jedynie niewyraźny bulgot. Dopiero teraz poczuła cień bólu, który z każdą sekundą narastał. Jej noga paliła, miała wrażenie, że ktoś smaga ją rozżarzonym biczem. Spojrzała w dół, całe spodnie były zachlapane zaschniętą krwią, a jej prawa stopa była wygięta pod dziwacznym kątem. Spróbowała nią poruszyć, ale ból był tak silny, że od razu przestała, a zamiast tego głośno krzyknęła. Ijo natychmiast się obrócił. Z wyrazem troski na twarzy podbiegł do dziewczyny i podtrzymał jej głowę.
-Malta wytrzymaj jeszcze trochę- powiedział. Lecz ona nie przestawała mówić 
-Ijo. Co się wydarzyło? Co z klasztorem? Dokąd jedziemy?
-Nie czas teraz na wyjaśnienia, odpoczywaj- mruknął w odpowiedzi.
-Ijo do cholery!!!- wrzasnęła, ale zamilkła, czując jak do gardła spływa jej gorąca krew. Ijo westchnął, wrócił na konia i z niechęcią zaczął opowiadać:
-Od kliku dni w wioskach ludzi zaczęły krążyć plotki. Podobno rodziło się coraz więcej nieśmiertelnych dzieci. Zabijali je od razu, żadne z tego co wiem nie ocalało. Zresztą, nieważne. Ludzie zaczęli się niepokoić, nie wiedzieli co z ich przyszłością. Starsi zaraz przestaną pracować, a młodszych nie było. Zaczęli szukać przyczyny problemu. Oczywiście, jak zawsze znaleźli ją w swoich idiotycznych legendach. Stwierdzili, że to Senna ich karze, że to klątwa. Kiedy śledziłem z brzegu Mrocznej Puszczy jedno ze zgromadzeń Rady Starszych, powiedzieli, że to nasza wina. Oni pozwalali nam żyć, wiedzieli, że nie wszyscy umarliśmy, a przecież ich zadaniem była walka z nami. Nie wypełnili misji, więc Senna wyrzekł się ich. Zrozumieli, że jedyny sposób to znaleźć nas i zabić. Rozmawiałem z przełożonymi, mówiłem im o rozruchach, ale oni nie chcieli słuchać. Udawali, że wszystko jest dobrze. I tego cholernego dnia, powiedziałem im, że nas znaleźli, ale oni zaczęli się śmiać, przecież byli niepokonani, a teraz połowa z nich nie żyje. Kiedy byłem z tobą na polowaniu w lesie coś zobaczyłem, a potem gdy kąpałem się w morzu, daleko nad linią drzew ujrzałem dym. Pobiegłem ich ostrzec po raz ostatni, ale było już za późno. Nie wiem czy ktoś oprócz nas przeżył. Kiedy dotarłem na miejsce, klasztor już nie istniał. Ale to nie wszytko. Nadchodzą ogromne zmiany Malta. Oni nie przestaną, nie przestaną nas zabijać, będą nas szukać do skutku, póki w ich wioskach nie przestana się rodzić nieśmiertelne dzieci. Może to prawda, że to przez nas, a może nie, może to po prostu przypadek, ale oni się nie zatrzymają pamiętaj.
-A tamta noc...?- spytała po dłuższej chwili milczenia.
-Uciekając z klasztoru od razu po ciebie pobiegłem, wiedziałem, że jesteś uparta i będziesz próbowała donieść tego jelenia. Ludzie gonili nas, wpadliśmy do Mrocznej Puszczy, byli coraz bliżej, wtedy upadłaś i rozbiłaś sobie głowę o kamień. Jeden zaczął okładać cię łopatą, drugi chciał dźgnąć cię nożem. Rzuciłem się między was. -syknął, gdy podczas głębszego oddechu rana na plecach się rozeszła. - byliśmy już martwi, ale wtedy, wtedy, postanowiłem. Agh. To była jedyna szansa, musiałem. Złączyłem się z nią. Ale cholera. Nie miałem wyboru. Pomogła nam. Potem wylądowałem po drugiej stronie puszczy, znalazłem jakąś opuszczoną wioskę. W sumie tylko kobiety i dzieci, kazałem jednej opatrzyć ci nogę, a w między czasie ukradłem ten wóz. Minął jeden dzień. Jedziemy do moich przyjaciół na północy, tam ruszenie na pewno jeszcze nie dotarło. A póki co jesteśmy tutaj - zakończył, wskazując dłonią widok na około.
Jechali wąską leśną dróżką. Cały ten krajobraz zupełnie nie pasował do tego co wydarzyło się zaledwie kilkadziesiąt godzin temu. Ptaki śpiewały, jakby niczego nie świadome. Zielone sosny pięły się aż do samego nieba, a nozdrza wypełniał zapach leśnego runa i igliwia. Czasem drogę przebiegała im grupka saren, a raz przyszedł nawet młody dzik, który wyraźnie zaciekawiony, podszedł do wozu i zaczął na niego chrumkać. Chłodny wietrzyk pieścił ich twarze, a podróż przebiegała nadzwyczaj spokojnie. Raczej nie odzywali się do siebie, woleli odpoczywać. Czasem zatrzymywali się na krótki odpoczynek. Ijo polował i zdobywał jedzenie, ale w gruncie rzeczy cały czas byli w podróży. Mijał piąty dzień gdy Malta zaczęła zauważać ogromne zmiany. Sosny robiły się coraz bardziej karłowate, a krajobraz zaczął przypominać turnie. Robiło się coraz chłodniej. Co jakiś czas, ze zgrozą, zauważała nawet spadający tu i tam pojedynczy płatek śniegu.
-Masz- mruknął chłopak podając jej koc, a sam owinął się drugim.
-To też ukradłem - dodał uśmiechając się nonszalancko i nie czekając na dalsze pytania, skierował konia wprost na lodową górę. A przynamniej na taką wyglądała z oddali, bo kiedy człowiek był coraz bliżej, okazywało się, że to w rzeczywistości smukły i piękny lodowy zamek.
***
Królowa Ruth zsunęła się z fotela. Jej oczy stały się czarne.
-Jadą- wyszeptała ledwie słyszalnie. Widziała wóz, a na nim dwie sylwetki; młodego chłopaka i dziewczynki. On miał turkusowe włosy, ona białe.
-A więc nadszedł już czas. Hef'inidinie!

3 komentarze:

  1. Do mnie Ci bardzo daleko?! Chyba żartujesz XD To ja powinnam brać przykład z Ciebie. Opowiadanie jest cudowne, a pomysł wspaniały, do tego jeszcze twoje niesamowite opisy, które uwielbiam. I bohaterowie. Ijo jest moim ulubieńcem i mam szczerą nadzieję, że szybko nie zniknie z tej historii. Zresztą bardzo interesuję mnie czemu nie chce się łączyć ze swoim zwierzęciem.
    Końcówka z królową Ruth przyprawiła mnie o szybsze bicie serca i myśl "Chcę więcej" oraz "Jak mogłaś przerwać w takim momencie?" XD No cóż... nie pozostaje mi nic innego jak wyczekiwać no kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku! Dziękuję! Nawet nie wiem co powiedzieć. Na pewno nie jest to opowieść na poziomie Damaris (mówię zupełnie serio, bo pokochałam tę historię za genialne dialogi, których strasznie Ci zazdroszczę i lekko mroczny klimat), ale bardzo się staram. Cieszę się, że polubiłaś Ijo, bo ja sama jestem wielką fanką twojego Raphaela, którego szczerze uwielbiam xD.
    A co do Ijo, to mogę Ci jedynie obiecać, że na pewno nie zniknie i zostanie z nami na dłużej, bo i cała historia dopiero się zaczyna.
    Również pozdrawiam i życzę weny, bo nie przeżyłabym braku następnego rozdziału :D!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja nienawidzę kiedy to wszystko sie kończy w takim momencie

    OdpowiedzUsuń