niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 3. Na dworze królowej Ruth.




Wóz podskakiwał i powoli piął się pod wzgórze, na którym stał zamek. Nagle jednak zatrzymał się. Z naprzeciwka, ku nim, podążał jeździec na czarnym koniu.
Jego złote włosy falowały na wietrze, a niebieskie oczy były skierowane na wschód, tam skąd nadjeżdżali. Widział każdy szczegół, każdy włos, każdą bliznę na ciałach podróżników, mimo że był od nich oddalony o kilkaset metrów. Shazza, jego rumak gnał przez zbocza -był coraz bliżej.
-Hej, wy! - krzyknął, ujrzawszy już z całkiem bliska Ijo i Maltę.
Chłopak przez chwilę patrzył, w stronę przybysza, jednak gdy tylko nieznajomy podszedł wystarczająco blisko, na jego twarzy wykwitł radosny uśmiech.
-Hef'indin! - Ijo zeskoczył z konia i rzucił się w objęcia dawno niewidzianego towarzysza, który również stał już na ziemi. 
-Jak dobrze cię widzieć, przyjacielu! - krzyknął. Mężczyźni witali się jeszcze chwilę, gdy nagle Malta zauważyła coś dziwnego. Na nadgarstku nieznajomego widniało czarne znamię przedstawiające wilka.
-On jest Nieśmiertelny! Ijo przecież mieliśmy uciekać, a tym czasem zabierasz nas prosto w pułapkę! Po co nas tu przyprowadziłeś? I dlaczego on jest elfem? Nie mówiłeś mi, że są też inni, inne rasy...
 Mężczyzna zerknął na dziewczynę, a w jego oczach malowało się zdumienie.
-Ty nie wiesz? - spytał, jednak gdy Ijo spojrzał na niego wymownie,  natychmiastowo umilkł. 
Elf mimo, że z pozoru wyglądał groźnie to na jego twarzy było widać lekko zawadiacki uśmieszek i zmarszczki wokół ust, świadczące o tym, że zabawa nie była mu obca. Jego oczy miały w sobie coś magicznego jakby zamknięte iskierki, które zdawały się tlić i żarzyć. Po za tym oprócz lekkiej zadziorności, która wyraźnie odbijała się na jego twarzy, było w nim coś dostojnego, eleganckiego, swoistego rodzaju duma i drapieżność, jakiej nigdy wcześniej nie widziała. Miał na sobie złoty diadem i zbroję tego samego koloru naznaczoną dziwnymi symbolami.
-Malta to jest Hef'indin, strażnik królewski i zarządca elfickiego Obozu Wyklętych na Północy. Niestety jest to jedyne bezpieczne miejsce dla Nieśmiertelnych jakie ocalało, zaufaj mi. A co do innych ras to oczywiście nie tylko rasa ludzi ma tyły u Senny, ale zdarzają się też takie wyjątki jak Hef'indin- tu elf ukłonił się nisko i cmoknął dziewczynę w dłoń, pachniał zimą.  
***
Hef'indin pchnął dłonią mosiężne drzwi, a te otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Stanęli w ogromnym i przestronnym marmurowym korytarzu, po którym jak mrówki krzątały się zapracowane elfy. Pod sufitem zawieszone były dziesiątki świec, a na ścianach wisiały pochodnie, które stanowiły chyba jedyny element wyposażenia tego pomieszczenia. Ijo ,z Maltą na rękach, powoli przekroczył próg i wyczekująco spojrzał na towarzysza. Ten jednak oddalił się i rozmawiał teraz z jakimś elfem o kruczoczarnych włosach. Po chwili wrócił i mruknął:
-Przykro mi przyjacielu, ale zanim ktokolwiek was opatrzy natychmiast macie spotkać się z królową, taka jest jej wola. Pewnie chce porozmawiać z wami o wieściach, które przynosicie. Serce mi pękło kiedy dowiedziałem się o losie naszych przyjaciół z południa. Nie mogę uwierzyć w to co się stało, chociaż z drugiej strony wszyscy mogliśmy to przewidzieć...Cieszę się, że przynajmniej wy uszliście- tutaj ścisnął ramię Ijo i dodał - przyjdę do was wkrótce, ale teraz idźcie ze strażnikiem. - Elf o kruczoczarnych włosach uśmiechnął się do nich zachęcająco. 
Ijo szedł powoli, jego wzrok błądził po pustych ścianach. Malta, która przed chwilą objęła go za szyję, teraz nachyliła się blisko, tak, że jej usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów od ucha chłopaka. 
-Ijo, co to za miejsce? Skąd znasz tego elfa?- szepnęła. Czuł jak drżała. Był wściekły. Nie dość, że nie chcieli ich opatrzyć, to od razu muszą zdawać relację z podróży. Nie tak wyobrażała sobie powrót do Lodowego Pałacu. Zresztą nieważne...kiedyś był zupełnie innym miejscem.
-Powiem ci później. Teraz idziemy na spotkanie z Królową. Aha właśnie... - spojrzała na niego pytająco. - nie odzywaj się... chyba, że będziesz pytana, ale wtedy też nie zdradzaj zbyt dużo.
Szli dalej. W końcu po pięciu minutach i dziesiątkach minionych korytarzy dotarli na miejsce. Elf zatrzymał się. Mosiężne, pozłacane drzwi otworzyły się bezszelestnie, a ich oczom ukazało się wnętrze sali. Była cała pusta. Tylko po środku daleko, daleko od wejścia stał tron, cały wyrzeźbiony z lodu. Na nim siedziała drobna postać, jednak jej aura zdawała się wypełniać całe wnętrze. Zawiało chłodem. Ijo, z Maltą na rękach, dopiero po chwili zdecydował się wejść, ale też tylko dlatego, że strażnik zachęcił go skinieniem głowy i tym dodał otuchy. Kiedy tylko przekroczył próg, drzwi zamknęły się za nimi z głuchym trzaśnięciem. Zostali sami. On, Malta i Królowa. Fizycznie była kruchą kobietą, jednak było w niej coś niepokojącego, co sprawiało, że każdy w jej towarzystwie czuł się co najmniej nieswojo. Malta objęła go mocniej.
Kobieta milczała, jednak cały czas lustrowała ich wzrokiem. U jej stóp spał śnieżnobiały tygrys przykuty do posadzki żelaznym łańcuchem. Jej tęczówki były białe, tylko te czarne źrenice, zdawały się przeszywać człowieka na wskroś i przykuwały uwagę tak mocno, że nie dało się od nich odwrócić wzroku. Trudno było określić jej wiek, z jednej strony rysy twarzy wskazywałyby na dwadzieścia, może trzydzieści lat, ale jej postawa i sposób w jaki patrzyła na przybyłych zdradzały lata doświadczenia, obserwacji i ciągłej nauki. W końcu ciszę przerwał lodowaty głos, który zdawał się rozbrzmiewać ze wszystkich stron na raz. 
   -Ijo, Malta. Dobrze was widzieć. Opowiadajcie. Jak miewają się nasi przyjaciele z południa?- spytała, mimo tego, że ze swoich wizji doskonale wiedziała o buncie i śmierci większości Nieśmiertelnych.
Chłopak zaczął o powiadać, a królowa cały czas słuchała w skupieniu, czasem to uśmiechając się lekko, a czasem z niesmakiem mlaskając.
   -Hm. Bardzo źle się dzieje. Jednak widzę, że wy uszliście. Oczywiście jesteście w moim pałacu bardzo mile widziani. A ty dziewczyno powiedz mi proszę znasz imię swojego ojca? - spytała, kiedy ten wreszcie skończył.
   -Nie widziałam go ani przez chwilę, jednak znam je od zawsze to Ahakuru.- królowa uśmiechnęła się, nie miała już wątpliwości, że w przepowiedni jest mowa właśnie o tej dziewczynie. 
  -Dobrze, dziękuję wam. Możecie odejść i oczywiście mamy dla was schronienie. Straże! Zaprowadźcie ich do skrzydła szpitalnego!. 
Jej dłoń, ze znamieniem lisa zawirowała w powietrzu, a potem mimowolnie opadła na oparcie tronu.
Drzwi natychmiast otworzyły się i do sali wparowało dwóch strażników. Jeden przejął od Ijo Maltę, a drugi pomógł chłopakowi iść. Minęli może z dwa zakręty, gdy do ich nozdrzy doszedł charakterystyczny zapach ziół i maści. Za chwilę też w dębowych drzwiach na końcu korytarza pojawiła się uśmiechnięta elfka w ziemistej szacie i moździerzu w dłoni.
   -Ach jesteście wreszcie! Najpierw dziewczyna!- wykrzyknęła i wskazała gwardziście blat dużego, drewnianego stołu. Malta mimowolnie syknęła z bólu, chociaż strażnik był niezwykle delikatny. Kobieta podbiegła do niej i wielkimi, żelaznymi nożycami rozcięła prowizoryczny opatrunek, który założył Ijo. Mlasnęła z niesmakiem.
   -Paskudna rana- mruknęła, jednak dalej kontynuowała pracę. Noga była cała pokryta zaschniętą krwią, a kość została złamana w kilku miejscach. Elfka badała kostkę, gdy nagle jej palce natrafiły na zgrubienie, które z pewnością uległo zakażeniu.
   -Nie bój się - powiedziała, a na twarz pacjentki ni stąd ni zowąd spadł wacik nasączony jakimś esencjonalnym olejkiem. Malta zamknęła oczy i... odpłynęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz