Wyglądała na szesnaście lat, może trochę
więcej. Była szczupłą nastolatką o platynowych włosach i miłym spojrzeniu, które zdawało się emanować swoistą energią. Skóra
dziewczyny była blada, wręcz przezroczysta. Zadziorności dodawało jej kilka piegów na nosie, a i ciemne
brwi, które kontrastowały z resztą twarzy, mocno przykuwały wzrok. Do klasztoru trafiła gdy była jeszcze dzieckiem,ale nie miała zbyt wielu wspomnień z tamtego okresu. Wiedziała jednak, że uratował ją Ijo; zarozumiały dwudziestokilkulatek o dość
intrygującym Towarzyszu; Iris, rajskim ptaku.
Maltę, bo tak było jej na imię, od zawsze
fascynowali Nieśmiertelni. Było to określenie ludzi, których zamieszkiwały
duchy zwierząt. Nie każdy miał Towarzysza, ale też nie każdy chciał. W wielu
wioskach gdy dziecko rodziło się ze znamieniem Nieśmiertelnego, ogłaszano żałobę. Stawało się
wyklęte, nie miało już nigdy prawa wrócić. Było umarłe dla samego Senny, a więc i dla nich. Wśród miejscowych
krążyła nawet swoista legenda na ten temat.
Trzeciego dnia, trzeciego kwartału, podczas
przesilenia letniego Stary Lung zawsze siadał na kamieniu koło jeziora i
rozpaliwszy ognisko, w towarzystwie zachwyconych dzieci z całej wioski,
rozpoczynał tę samą opowieść, a brzmiała ona tak:
"Każdy musi się narodzić, nawet nasz
świat. My przyszliśmy na świat z łona matki, a Nairaym z łona Senny. Nie było
to jednak takie proste. Na początku był tylko kamień: bez ludzi, elfów,
krasnoludów, jakiegokolwiek życia. Potem Senna zaczął siać. Przechadzał się
wzdłuż całej krainy, a w miejscu, w którym stawiał stopy, natychmiast pojawiała
się trawa. Zadowolony, otwierał dłonie, z których leciały wszelkiego rodzaju
nasiona, a te natychmiast kiełkowały i usychały. Widząc to Senna, zapłakał. A
jego łzy przemieniły się w rzeki, które zgromadziwszy się w jednym miejscu
stworzyły Bursztynowe Morze. I tak to było. Senna dbał o swoje rośliny. Nie
usychały już, bo miały wodę, jednak kiedy tylko Senna odchodził wyrastały
między nimi zdradliwe chwasty, które je zabijały. Wtedy zrozumiał, że
potrzebuje pomocy. Wziął garść błota i dmuchnąwszy w nie stworzył zwierzęta,
aby te zaopiekowały się jego tworem. Jedne pracowały dobrze, kochały wszystko
co stworzył Senna i pomagały mu jak tylko mogły. Inne nie chciały się
podporządkować, nie okazywały wdzięczności, nienawidziły Senny; były złe.
Rozwścieczony Bóg przeklął wszystkie
rasy zdrajców i powołał dwóch braci Leyda i Szytzu, aby ich zabili. Leyd posłusznie
wykonał rozkazy i zabił swoją połowę, jednak Szytzu gdy tylko spostrzegł
bezbronność w ich oczach, nie dał rady. Wtedy Senna stwierdził, że nie
zasługuje nawet na śmierć. Wymyślił okrutną karę, stworzył tzw. Towarzyszy.
Zdradzieckie zwierzęta po śmierci nie mogły odejść, musiały gnieździć się w
jednym ciele z z żyjącym już tam potomkiem Szytzu. Tak powstali Nieśmiertelni.
Leyd natomiast dostał swoją nagrodę. To od niego pochodzimy my pracowici
ludzie, sprawiedliwi elfowie i krasnoludy z górskich krain. To właśnie nas
Senna wybrał, abyśmy go chwalili ale też do walki ze
zdrajcami, podstępnie wmieszanymi w nasze nacje. I tak to jest do dzisiaj. Koniec."
-I jak podobało się? - pytał Stary Lung, kończąc swą opowieść.
A dzieci
krzyczały:
- Opowiedz nam jeszcze raz dziadku, jeszcze raz!
Jednak on
wstawał, otrzepywał brudne ręce o spodnie i z lekkim uśmiechem na twarzy
odchodził bez słowa. Aż do następnego przesilenia.
Malta była wśród tych dzieci. Zawsze
kiedy Lung wspominał o Szytzu na ich twarzach pojawiała się odraza, ale ona nie
wiedzieć czemu uśmiechała się. Nieśmiertelni nie przerażali jej, a wręcz
fascynowali. Wyobrażała sobie jak pędzi górskimi dolinami i słyszy w swojej
podświadomości głos Towarzysza, który prosi ją o kontrolę, a ona poddaje mu się i łączy w jedno. Stają się lwem, łanią, niedźwiedziem, nieważne... są wolni.
Malta była dobrym dzieckiem, zawsze pomagała
innym, była miła, uczynna. Wszyscy ją kochali, aż do pewnego razu.
Czwartego
dnia pierwszego kwartału odbywała się przysięga wierności Senny. Wszystkie
siedmioletnie dziewczynki i siedmioletni chłopcy klękali przed Radą Starszych
wioski i wystawiali rękę. Rodzice byli z
nich tacy dumni, ale jej mama nie - ona płakała. Starszy podchodził po kolei do
jej przyjaciół i nacinał im dłoń tak żeby krew spłynęła na ziemię, dzieło
Senny. Kiedy przyszła kolej na Maltę ten spoważniał. Jego wzrok skierowany był
na dużą bliznę na nadgarstku dziewczyny. Nie było wątpliwości co musiało się pod nią
znajdować.
-Malta, tak mi przykro nie mogłam nic
więcej zrobić. Malta! - słyszała krzyk matki. Resztę pamięta tylko jak przez
mgłę. Widziała ludzi, którzy powoli podchodzili do niej z drewnianymi kijami i
zmuszali ją do pójścia w stronę Mrocznej Puszczy. Pamięta też drzewa i niebieskowłosego
chłopaka. Nie wiedziała co się dzieje, kim jest. Wtedy Ijo po raz pierwszy zaprowadził
ją do klasztoru: ostoi i szkoły Wyklętych. Wtedy też zrozumiała kim jest.
Była Maltą i była Nieśmiertelną.(...)
jeaaa fajne.
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
Usuń